Cztery

16.10.2014

Look at the stars, look how they shine for you.

- Co ty tu robisz? - zapytała zaskoczona, gdy podeszła do siedzącego na ławce Vettoriego. Nie spodziewała się go tu zobaczyć, zwłaszcza po tym, jak przed trzema dniami wyrzuciła go ze szpitala.
- Chciałem przyjść wcześniej, ale graliśmy na wyjeździe - powiedział, usprawiedliwiając się i wzruszając ramionami. Lorenza przez kilka chwil oniemiała wpatrywała się w twarz siatkarza. Przełknęła nerwowo ślinę. Pokręciła głową, próbując zrozumieć motywy, jakimi się kierował, przychodząc pod szpital. - Mógłbym odwiedzić Maddie?
Kiwnęła twierdząco głową i bez słowa poprowadziła Lucę szpitalnymi korytarzami do odpowiedniej sali. Na dużym łóżku siedziała Maddalena i z dziwnie przekrzywioną głową oglądała telewizję.
Gdy zorientowała się, że ma towarzystwo, odwróciła głowę i spojrzała najpierw na Lorę, a potem na siatkarza.
- Cześć, Mads. To jest Luca - przedstawiła go kobieta i wyłączyła telewizor. - Gra w siatkówkę w tej drużynie, której kibicowaliśmy, pamiętasz?
Maddie uśmiechnęła się krzywo.
- Cześć - przywitała się i niczym nie speszona wciąż wpatrywała się w twarz mężczyzny.
Luca przysiadł na krawędzi łóżka, żeby znaleźć się na wysokości dziewczynki. Ten prosty gest szacunku chwycił Lorenzę za serce, bo wiele osób zawsze ignorowało jej podopiecznych i traktowało ich tak, jakby miały nie tylko zespół Downa, ale były też ślepe i głuche.
- Jak się masz? - zapytał siatkarz, po czym wziął pulchniutką dłoń Maddaleny i potrząsnął nią na przywitanie, nawet nie krzywiąc się, gdy dziewczynka wbiła silne palce w jego rękę. - Fajny komputer - kiwnął głową w stronę stojącego na szafce obok specjalnego laptopa.
- Zagraj ze mną - powiedziała Maddie, uśmiechając się szeroko.
Luca przysunął się do dziewczynki. Lora wstrzymała oddech i pilnowała, żeby jej ręce nie znalazły się w pobliżu jego gęstych włosów, bo uwielbiała za nie ciągnąć i robiła to nagminnie.
- Masz tu gry? - zapytał.
- Tak - Rossi odpowiedziała za nią. - Ostatnio ma fioła na punkcie warcabów. Mads, pokażesz Luce, jak to działa?
Maddalena niezgrabnymi rączkami sięgnęła po komputer i położyła go na swoich kolanach. Postukała powoli w klawiaturę, a siatkarz przyglądał jej się, wyraźnie zafascynowany.
Na ekranie pojawiła się plansza do warcabów, a Maddie szturchnęła ręką Vettoriego.
- Ty pierwsza - powiedział Luca.
Dziewczynka pokręciła głową i wydęła wargi.
- Nie, ty zacznij! - zakomenderowała.
- No dobrze. - Mężczyzna dotknął ekranu.
W Lorenzy wszystko miękło, gdy widziała, jak siatkarz w milczeniu grał z jedenastolatką.
- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pójdę przygotować jej coś do jedzenia? - zapytała, chcąc za wszelką cenę jak najszybciej wyjść z sali.
- Mną się nie przejmuj - odpowiedział Luca, skupiony na grze.
- Nie musisz dawać jej forów - rzuciła przed wyjściem. - Radzi sobie w warcabach.
- Tak właściwie to staram się wygrać. - Mężczyzna miał na twarzy szeroki, szczery uśmiech i zupełnie nie przeraziło go, gdy Maddie wolną ręką chwyciła jego dłoń.
Kiedy kilka minut później Lora wróciła do sali z jedzeniem dziewczynki, Luca poinformował ją:
- Ograła mnie.
- Mówiłam, że jest niezła. Ale na razie koniec warcabów - obwieściła Maddalenie, po czym odwróciła się do Luci. - Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać, jeżeli pomogę jej zjeść.
- Ani trochę.
Usiadł na wolnym krześle, gdy w tym czasie Lorenza odstawiła laptopa z powrotem na szafkę i zajęła miejsce na brzegu łóżka. Miseczkę z musem jabłkowym podsunęła dziewczynce i wsunęła jej w dłoń łyżeczkę. Jedzenie jak zwykle lądowało wszędzie naokoło. Kobieta wytarła ręcznikiem usta jedenastolatki i zerknęła na przyglądającego im się Lucę.
- Powinnaś była dać mu wygrać. No wiesz, z czystej uprzejmości. - W odpowiedzi Maddie pokręciła głową, a mus spłynął jej po brodzie. - A więc to tak, co? - powiedziała Lora. Miała nadzieję, że ten widok nie brzydzi siatkarza. Może chciała go sprawdzić, żeby się przekonać, czy potrafi znieść obraz jej prawdziwego życia. Na razie zdawał na piątkę. - Zaczekaj tylko, aż Luca pójdzie na trening. Pokażę ci wtedy, kto jest prawdziwym mistrzem warcabów.
- Ja. - Maddalena uśmiechnęła się tym swoim uroczym, krzywym uśmiechem - jak tysiąc słów zamkniętych w jednej minie. Przez chwilę Lora zapomniała, że Vettori wciąż się jej przygląda. Dziwnie było jej wpuścić kogokolwiek do swojego życia, mężczyzna był pierwszą osobą, która miała okazję naprawdę poznać to, z czym mierzyła się każdego dnia. Bała się, że to go przestraszy i cofnie swoją propozycję, by kiedyś, gdy już Maddie wróci do ośrodka, cała grupa odwiedziła siatkarzy na treningu. Zaskoczył ją swoją otwartością na dzieci, o których niektórzy mówili nawet, że są wybrakowanym materiałem, i naturalnością, z jaką przyjmował każde rewelacje z życia Lorenzy i małych Muminków.
Gdy dziewczynka skończyła jeść, Lora nachyliła się i pocałowała ją w czoło pilnując, by nie złapała jej za włosy. Włączyła z powrotem telewizor, a z podłogi podniosła pluszowego misia, Teo, którego Liv podarowała Maddalenie na czas jej pobytu w szpitalu.
- Zostań - powiedziała władczym tonem dziewczynka.
- Zaraz wrócę, kochanie. Tylko odprowadzę Lucę, dobrze?
- Przyjdę na rewanż, szykuj się! - Ostrzegł Vettori z uśmiechem i ścisnąwszy na pożegnanie dłoń jedenastolatki, wyszedł z sali za Lorenzą.
Wstawiła brudną miseczkę do zlewu w oddziałowej kuchni i pociągnęła siatkarza za rękaw.
- Co będzie teraz z Maddie?
Westchnęła ciężko i wsunęła dłonie do kieszeni za dużej bluzy. Bała się o tym myśleć, a co dopiero mówić, jednak nie potrafiła go zbyć po tym, co zobaczyła na sali.
- Zostanie poddana chemioterapii. Umieszczą ją w niemalże sterylny środowisku i prawdopodobnie nie będę miała wstępu na jej salę. Będą przygotowywać ją do przeszczepu - wykrztusiła cicho.
Szli w zupełnej ciszy. Co i rusz Lora pozwalała sobie na uniesienie wzroku, jednak za każdym razem odwracała głowę speszona. Czuła się niezręcznie, każdy głębszy oddech Luci sprawiał, że drżała niespokojnie i nie była w stanie myśleć.
- Dziękuję - powiedział, gdy dotarli do drzwi wyjściowych.
Zaskoczona zmrużyła oczy i przyjrzała mu się z uwagą, nieświadomie przechylając nieznacznie głowę na lewe ramię.
- Za co?
Westchnął.
- Wprowadziłaś mnie do swojego świata. Ty, Isaia, Maddie - pokazaliście mi, że wcześniej tak naprawdę życia nie znałem.
Wzruszyła ramionami, wyciągnęła jedną rękę z kieszeni i uniósłszy ją nieco niepewnie, pogłaskała siatkarza po policzku.
- Znałeś, Luca. Każdy zna takie życie, jakim został obdarzony. Nie możesz się winić - powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko.
- Przyjdę jutro. Trzymaj się, Lora. - Ucałował wnętrze jej dłoni i zostawił ją odprowadzającą go wzrokiem aż do momentu, gdy wsiadł na swój motor i odjechał w stronę hali na kolejny trening.

3 komentarze:

  1. Ostatnie kilka zdań to mistrzostwo świata, zwłaszcza "Każdy zna takie życie, jakim został obdarzony", bardzo mądrze powiedziane.
    Podobało mi się, że Luca przyszedł w odwiedziny do Maddie - cała scena w szpitalu była bardzo ciepła i naprawdę fajna, rozgrzewająca serducho w słotę jesienną.
    Mam nadzieję, że Maddie wyzdrowieję i, że Luca będzie przy Lorenzie częściej.
    Pozdrawiam, a jutro zapraszam serdecznie do siebie
    http://we-will-be-the-champions.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tu nowa, trafiłam przez przypadek, ale zostanę! Fajny rozdział, taki ciepły :-) pozdrawiam i czekam na następny, Ola ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! To jest piękne, przedstawia hmm jak by to ująć coś innego, nie pokazuje życia pięknej dziewczyny i sławnego siatkarza, to ma głębię. Nikt nie pisze o osobach chorych na Zespół Downa a powinnien. Sama mam kuzyna z tą chorobą, ale on wcale nie jest inny, tak jak postrzegają go inne osoby. Ale koniec o kuzynie, będę tu wracać często, a żeby nie zapomnieć dodałam już do obserwowanych :D

    Pozdrawiam J.

    OdpowiedzUsuń