Osiem

30.10.2014

If you close your eyes, you see darkness. But if you keep them closed for long enough and concentrate hard, you`ll see a light.

Strzepnęła z ramion niewidzialny pyłek i niepewnie zerknęła w lustro. Przeraziła się, ujrzawszy swoje odbicie. Podkładem i pudrem próbowała zatuszować sińce, a wytuszowaniem rzęs odciągnąć uwagę od zaczerwienionych oczu. Przeciągnęła usta błyszczykiem, a wciąż wyglądała niczym żywa śmierć w czarnej sukience. Szybko odwróciła wzrok, wciągnęła na nogi kozaki i narzuciła na ramiona gruby płaszcz. Chwyciwszy w dłoń torebkę, niechętnie wyszła z mieszkania.
Powoli mijała kolejne ulice, z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy na widok szczęśliwych rodzin z dziećmi, rodzeństw ganiających po placach zabaw czy parkach. Starała się myśleć o czymś innym, przyjemniejszym: za każdym razem jej myśli sprowadzały się do wspomnień związanych z młodszą siostrą i Maddie, od chwil szczęśliwych do ich ostatnich oddechów.
Nim się obejrzała, znalazła się w kapliczce na obrzeżach miasta. Zajęła miejsce w jednej z ławek i dopiero kiedy palce czyjejś dłoni splotły się z jej, zerknęła na sąsiada. Mimowolnie wygięła usta w pełnym wdzięczności uśmiechu. Nie musiał, a jednak przyszedł, mimo tego, że właśnie w tej godzinie jego koledzy z drużyny ciężko trenowali na hali.
Nie zapamiętała nawet minuty ze skromnego pogrzebu, chociaż wydawało jej się, że zaśmiała się gorzko przy pełnych patosu słowach kapłana, który żegnał Maddalenę, a nie wiedział nic o jej życiu i syndrom Downa traktował jak chorobę. Ocknęła się dopiero na cmentarzu, kiedy przy grobie dziewczynki została tylko ona i Luca. Oparła się plecami o jego klatkę piersiową i z ulgą przyjęła jego silne ramiona oplatające ją w talii.
- Wiesz, pewna mądra osoba powiedziała, że od osoby z zespołem Downa nie warto odwracać głowy. Gdy człowiek spojrzy w jej oczy, może w nich ujrzeć świat, w którym każdy chciałby żyć. Takie osoby bardzo rzadko są świadome swojego upośledzenia, ponieważ myślą innymi kategoriami niż my. Uszczęśliwia je okazywanie bliskości, akceptacja i uczucie. Właśnie to starałam się ofiarowywać zarówno siostrze, jak i dzieciom z ośrodka. Nie jest ważne, co ktoś może osiągnąć, ale by mógł żyć, czerpiąc z życia radość. To była moja radość. Jak teraz mogę być szczęśliwa wiedząc, że kolejna osoba bliska mojemu sercu odeszła?
Vettori ucałowawszy czubek jej głowy, oparł na nim policzek i zacieśnił uścisk.
- Jesteś niesamowicie silna, Lora. Imponujesz mi. Nie możesz teraz się poddać. Maddie nie chciałaby, byś rezygnowała ze szczęścia - wyszeptał. - Kocham cię i obiecuję, że nie odejdę.
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać, Luca - odpowiedziała cicho. Przekręciła nieznacznie głowę, by zerknąć na mężczyznę i pogłaskała go po kilkudniowym zaroście. - Też cię kocham. Dziękuję za to, że jesteś.
Każdy kolejny dzień nie różnił się od poprzedniego. W ciągu dnia uśmiechała się, wygłupiała z dziećmi i tuliła je do swojej piersi, kiedy tego potrzebowały. Wieczorami sama szukała pocieszenia w ramionach siatkarza. Z kubkiem gorącego kakao zaczytywała się w kolejnych stronach pożyczonych od niego książek, gdy tymczasem on przeglądał książki z jej półek. Nie radziła sobie z własnym życiem, gdy Luca razem z drużyną jeździł na mecze do innych miast, a wraz z jego powrotem odnajdywała utracony element układanki i wkładała go w odpowiednie miejsce.
Bała się tej ulotności. Bała się, że kiedy rozmawiała z Lucą, kiedy zajmował swoje stałe miejsce w progu kuchni, podczas gdy ona szykowała obiad czy kolację - zniknie. Odejdzie tak jak młodsza siostra czy Maddie, mimo złożonej wcześniej obietnicy, której Lorenza chwytała się niczym tonący brzytwy. On jednak trwał przy niej nawet wtedy, kiedy torsje wstrząsały całym jej ciałem i długie minuty spędzała w łazience pochylona nad ubikacją, przeraźliwie blada i zlana potem. Niepokoił się, proponował wizytę u lekarza i z niechęcią przyjmował zbywanie jego pytań machnięciem dłoni.
Wyszła z łazienki na drżących nogach, uśmiechając się słabo. Była zmęczona. Luca zauważał jakąś skazę, która odbierała jej energię. Wyglądała jak filiżanka, której odpadło uszko, a ktoś starał się doczepić je na powrót tak nieudolnie i krzywo, że nie w sposób było nie dostrzec tego uszkodzenia. Patrzył na nią zafascynowanym wzrokiem, jakby była porcelanową laleczką, o którą bał się, że spadnie z honorowego miejsca na kredensie w rogu pokoju, jednocześnie nie mogąc przemów w sobie pragnienia ujrzenia widoku tych setek odłamków, które zalśnią w mozaice na drewnianej podłodze.
- Lora, jesteś taka...
- W ciąży. Jestem taka w ciąży, Luca - wykrztusiła, ocierając z policzków łzy i przytrzymując się mocniej framugi.
Nie spodziewała się żadnej reakcji. Nie zastanawiała się, jak siatkarz przyjmie tę nowinę, kiedy sama nie wiedziała czy powinna traktować to jako dar od Boga, czy niechciane zrządzenie losu. Przez długie minuty wpatrując się w siebie na wzajem w milczeniu, oboje toczyli wewnętrzne walki. W końcu Vettori zerwał się z kanapy i podszedł do ledwo trzymającej się na nogach kobiety. Musnął opuszkami palców jej policzek, odgarnął za ucho wpadające jej do oczu włosy i uśmiechnąwszy się ciepło, pogrzebał w kieszeni bluzy i wyciągnął niewielki pierścionek.
- Chciałem z tym zaczekać. Chciałem, żeby inaczej to wyglądało: jakaś kolacja, romantyczny spacer... Ale to chyba nie w naszym stylu, prawda? - zaśmiał się nerwowo, splatając razem palce ich dłoni. Uniósł je na wysokość twarzy i czule ucałował wierzch jej ręki. - Lora, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Lorenzę zalała najpierw fala zimna, a potem gorąca. Mimo wszystko patrzyła na Vettoriego głębokim spojrzeniem pewności, że jest on mężczyzną jej życia.
- Cudownie jest mieć cię przy sobie, Luca - powiedziała. - Uwielbiam to uczucie, nigdy nie będę miała dość. Ale wydaje mi się, że to trochę niesprawiedliwe.
- Co masz na myśli?
- Wydaje mi się, że we wszechświecie panuje specyficzna równowaga. Płacisz za to, co dostajesz, więc jeśli idzie o szczęście, mam już spory dług.
- W takim razie ja swojego nie spłacę do końca życia.
- Wkopujemy się w długi jakbyśmy już byli małżeństwem - zażartowała. Szybko czułość zajęła miejsce rozbawienia i wolną dłonią pogłaskała siatkarza po policzku. - Tak, Luca. Kocham cię.
Pozwoliła mu wsunąć pierścionek na jej palec, a potem dała się porwać w ramiona i zakręcić dookoła osi. Usiadłszy z powrotem na kanapie, powtórnie wtuliła się mocno w jego klatkę piersiową i odetchnęła głęboko.
- W tym roku kończy mi się kontrakt, Lora - usłyszała po kilku długich minutach, które obojgu minęły na rozmyślaniu, jak wielkie szczęście - mimo wszystko - ich spotkało. - Mam propozycję z Modeny, ale nie chciałem podejmować tej decyzji sam. Pojedziesz ze mną?
Zaniemówiła. Spuściła wzrok i uśmiechnęła się niepewnie, niedowierzając, że Luca liczył się z jej zdaniem i swoją przyszłość chciał uzależnić od niej.
- Dla ciebie mógłbym poświęcić zdrowe zmysły i oddać się szaleństwu - dodał.
- Wytaczasz ciężkie działa, co?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Podniosła głowę i spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Czarujesz - zażartowała i od razu spoważniała. - Chciałabym, żebyś grał tam, gdzie będziesz mógł się rozwijać, Luca. Czy to będzie Modena, Perugia, Polska czy Rosja, ja pojadę za tobą. Wszędzie potrzebni są pracownicy socjalni.
Nachylił się nad nią i ich usta się złączyły. Lora zastanawiała się, czy to kiedykolwiek wyda jej się rzeczywiste i prawdziwe, czy kiedykolwiek zdoła uwierzyć, że to działo się naprawdę. Czy kiedykolwiek uda jej się doświadczyć tego bez poczucia surrealizmu, bez wrażenia, że stoi gdzieś obok i jest tylko obserwatorem.
Trąciła jego nos swoim i znów pogłaskała go po szorstkim policzku.
- Wiesz, też mogłabym dla ciebie zwariować. Nawet dla tych paru nieprawdziwych chwil - mruknęła, uśmiechając się ciepło. Nagle zmarszczyła czoło i ściągnąwszy brwi, spojrzała na Lucę srogo. - Ale nie będziesz wozić naszego dziecka motorem. Kupimy samochód jak normalni ludzie, dobrze?

3 komentarze:

  1. Szybko to się potoczyło, śmierć, pogrzeb, teraz zaręczyny i dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie nie wiem czy nie aż zbyt szybko, mogliby troszkę zwolnić, wtedy będzie to troszkę bardziej rzeczywiste :-) pozdrawiam, Ola ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale byłam strasznie zagoniona przez ostatnie dni.
    Łyknęłam oba zaległe rozdziały i... jestem zaskoczona. Bo chyba nie tego się spodziewałam.
    Miałam nadzieję, że Maddie będzie miała szansę wyzdrowieć, nawet przez myśl mi nie przyszło, że umrze.
    A teraz ciąża i zaręczyny... trochę się zgadzam, że jakoś wszystko toczy się szybko, ale to ty masz ogólną wizję opowiadania, więc ja tylko poczekam na rozwój wypadków i zadecyduję, czy miałam rację w swoich przypuszczeniach.
    No, zwroty akcji zaskakujące, ale to dobrze, bo teraz jestem jeszcze bardziej zaciekawiona!
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń