You may say I`m a dreamer but I`m not the only one.
Kiedy kolejny pacjent wyszedł z gabinetu doktora Lucchesi, Lora podniosła się z miejsca i weszła do środka. Bez słowa usiadła po drugiej stronie wąskiego biurka i opuściwszy głową, wpatrywała się w splątane dłonie.
- Morfologia... - mruknął pod nosem, przewracając stronę. - Maddalena jest w stanie remisji, Lora.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się wynikom, po czym odłożył je i wyciągnął ze stosu papierzysk kolejną kartkę.
- Będziemy szukać dawcy - powiedział przestudiowawszy kolejny dokument i uniósł wzrok na kobietę, uśmiechając się lekko.
Podniosła się z ociąganiem z białego krzesła i ruszyła w kierunku drzwi.
- Panie doktorze? - zatrzymała się z ręką na klamce i zerknęła kątem oka na siedzącego za biurkiem lekarza. - Czy Maddie przeżyje?
- Nie martwmy się na zapas, Lorenzo.
"Ja już się martwię" chciała powiedzieć, ale ugryzła się w język. Kiwnęła tylko głową i wyszła z gabinetu.
Przeszła korytarzem pod salę, na której leżała jedenastolatka i zatrzymała się przy szklanej ścianie. Założyła ręce na piersi i w końcu uśmiechnęła się, przyglądając się spokojnej twarzy śpiącej dziewczynki.
- Jakieś nowe wieści? - usłyszała znajomy głos. Luca barwę miał absolutnie przyjemną dla ucha, do tego jego ton był niski. Przyłapała się nawet na myśli, że mogłaby go słuchać codziennie i mimowolnie spąsowiała.
- Stan remisji. Będzie przeszczep - poinformowała siatkarza i zerknęła na niego kątem oka.
- Więc musimy być dobrej myśli, Lora. - Dotknął dłonią ramienia kobiety i uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniła gest i rzuciwszy okiem na zegarek na jego nadgarstku, pozwoliła mu wyprowadzić się ze szpitala i już bez strachu zajęła miejsce na motorze za jego plecami.
Zsiadłszy z pojazdu, zdjęła kask Vettoriego i oddała mu go. Zawiesił go na kierownicy i złapał jej rękę w nadgarstku.
Głos uwiązł Lorze w gardle. Miała wrażenie, że ktoś włożył jej szyję w kołnierz ortopedyczny. Kark zesztywniał, a mięśnie twarzy napięły się. Próbowała nad sobą zapanować, bo przecież niejeden raz splatał razem palce ich dłoni.
- Dzięki - wykrztusiła z trudem i przywdziała koślawy uśmiech.
Nie była w stanie poruszyć dłonią, która - jak jej się zdawało - została schwytana w kleszcze. Oczy lekko jej się zeszkliły i nie wiedziała dlaczego. Spojrzała w twarz Vettoriego i z ulgą stwierdziła, że przyglądał się czemuś za jej plecami. Chciała wyswobodzić swoją dłoń, ale jego palce po prostu przejechały wzdłuż jej ręki i zatrzymały się w okolicach łokcia. Lora znów spojrzała wprost na Lucę i przeraziła się widząc, że też na nią patrzył. Był stanowczo zbyt blisko. Czuła na skórze jego oddech. W nozdrzach poczuła zapach wody kolońskiej, na który wcześnie nie zwróciła większej uwagi. Siatkarz odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i przejechał opuszkami palców po jej policzku. Oczy Lorenzy zamknęły się i nie potrafiła nad tym zapanować. Przez chwilę marzyła, żeby ta chwila trwała wiecznie, a jego dłoń już nigdy nie opuściła jej policzka. Kiedy jednak zdała sobie sprawę, co tak naprawdę się dzieje, gwałtownie otworzyła oczy.
Luca zjechał palcami do zagłębienia w jej szyi i uśmiechnął się delikatnie. Ledwie powstrzymywała fale dreszczy, jakie wywoływał swoim dotykiem i spojrzeniem. Gdyby nogi nie uginały jej się w kolanach, a stopy nie wydawały się wrośnięte w podłogę, najpewniej już by jej tam nie było. Ogarniała ją naraz radość i przerażenie. Przerażał ją fakt, że nie wiedziała, jak się zachować. Nie znała protokołu obowiązującego w takich sytuacjach. Ręką chciała odsunąć od siebie dłoń Vettoriego, ale napotkała opór. Puścił jej rękę, ale złapał za szlufkę w jej jeansach i przysunął ją do siebie. Ich nosy niemalże się stykały, a cała twarz Lory spąsowiała, kiedy wargami musnęła usta siatkarza. Przymknęła powieki, zastanawiając się, dlaczego to zrobiła, gdy poczuła, jak Luca ujął jej twarz w obie ręce. Kiedy ich usta się złączyły, miała wrażenie, że całe jej ciało przeszywa jakiś prąd, a żołądek wypełnia się helem. Czuła mrowienie w ramionach, wzdłuż kręgosłupa, a nawet w palcach u stóp. Stała się lekka, zupełnie jakby nic nie ważyła, a jednocześnie czuła każdy milimetr swojego ciała. Wszystkie nerwy wysyłały naraz sygnały do jej mózgu, który nie wiedział, na który ma reagować najpierw.
Odsunęła się niechętnie od Vettoriego i nie panując nad sobą, zapytała:
- Może wejdziesz na górę?
Wyłączył silnik pojazdu, zabrał kask i splótłszy razem palce ich dłoni, dał się poprowadzić Lorze do jej mieszkania. Zrzuciła trampki ze stóp i odwiesiła kurtkę na wieszak, a potem przeszła do kuchni i wstawiła wodę.
- Napijesz się czegoś? Herbata, kawa?
- Masz może kakao? - zapytał Luca, opierając się barkiem o futrynę drzwi i unosząc brew.
Lorenza parsknęła śmiechem, jednak zestawiła czajnik z ognia, a w jego miejsce postawiła garnek, do którego po chwili wlała mleko. Wyjęła z szafki dwa kubki i do obydwu nasypawszy czekolady, usiadła na blacie szafki.
- Z kim jutro gracie?
- Z Modeną.
- Wyjdziesz w szóstce? - Zamachała lekko nogami, wpatrując się zmrużonymi oczami w siatkarza. Dmuchnęła powietrzem w kosmyk opadających na policzek włosów, a kiedy to nie podziałało, niecierpliwie zaczesała go dłonią za ucho.
- Dowiem się na treningu przed meczem - wzruszył ramionami. Podszedł do kuchenki i upewniwszy się, że mleko jest już ciepłe, zalał nim kakao w obydwu kubkach i jeden z nich podał Lorze, siadając obok niej.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się niepewnie i dłońmi objęła naczynie.
Pili w ciszy, co kilka chwil rzucając sobie spojrzenia i za każdym razem kobieta odwracała speszona głowę. Gdy tylko odstawiła swój kubek na szafkę, poczuła jak Luca musnął dłonią jej rękę i westchnęła cicho, mimowolnie wyginając usta w uśmiechu. Nie panowała nad sobą, gdy wyjmowała naczynie z jego ręki i prowadziła korytarzem do swojego pokoju. Zatrzymała się z dłonią na klamce i opuściła wzrok na swoje stopy.
- Zakochuję się, Luca - wyszeptała niepewnie. - Zakochuję się w tobie.
- Ja w tobie nie - odpowiedział równie cicho. Lorenza zadrżała i wyrwała dłoń z jego uścisku. Kiedy już chciała go od siebie odepchnąć, musnął wargami jej usta. - Ja już cię kocham, Lora.
Każdy kolejny dotyk, zetknięcie się ze sobą dwóch rozpalonych ciał, każdy dreszcz podniecenia, każde spotkanie spragnionych siebie warg, przygryzienie skóry, westchnienie, każdy subtelny, zaznaczony, wilgotny ślad, jęk rozkoszy - wszystko było drogą z profanum do swoistego sacrum, podczas którego oboje stracili to, co było zbędne, a wszelkie bariery zostały zdegradowane. Zostali tylko oni dwoje w swoim intymnym, hermetycznym świecie, do którego nikt nie miał wstępu.
- Morfologia... - mruknął pod nosem, przewracając stronę. - Maddalena jest w stanie remisji, Lora.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się wynikom, po czym odłożył je i wyciągnął ze stosu papierzysk kolejną kartkę.
- Będziemy szukać dawcy - powiedział przestudiowawszy kolejny dokument i uniósł wzrok na kobietę, uśmiechając się lekko.
Podniosła się z ociąganiem z białego krzesła i ruszyła w kierunku drzwi.
- Panie doktorze? - zatrzymała się z ręką na klamce i zerknęła kątem oka na siedzącego za biurkiem lekarza. - Czy Maddie przeżyje?
- Nie martwmy się na zapas, Lorenzo.
"Ja już się martwię" chciała powiedzieć, ale ugryzła się w język. Kiwnęła tylko głową i wyszła z gabinetu.
Przeszła korytarzem pod salę, na której leżała jedenastolatka i zatrzymała się przy szklanej ścianie. Założyła ręce na piersi i w końcu uśmiechnęła się, przyglądając się spokojnej twarzy śpiącej dziewczynki.
- Jakieś nowe wieści? - usłyszała znajomy głos. Luca barwę miał absolutnie przyjemną dla ucha, do tego jego ton był niski. Przyłapała się nawet na myśli, że mogłaby go słuchać codziennie i mimowolnie spąsowiała.
- Stan remisji. Będzie przeszczep - poinformowała siatkarza i zerknęła na niego kątem oka.
- Więc musimy być dobrej myśli, Lora. - Dotknął dłonią ramienia kobiety i uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniła gest i rzuciwszy okiem na zegarek na jego nadgarstku, pozwoliła mu wyprowadzić się ze szpitala i już bez strachu zajęła miejsce na motorze za jego plecami.
Zsiadłszy z pojazdu, zdjęła kask Vettoriego i oddała mu go. Zawiesił go na kierownicy i złapał jej rękę w nadgarstku.
Głos uwiązł Lorze w gardle. Miała wrażenie, że ktoś włożył jej szyję w kołnierz ortopedyczny. Kark zesztywniał, a mięśnie twarzy napięły się. Próbowała nad sobą zapanować, bo przecież niejeden raz splatał razem palce ich dłoni.
- Dzięki - wykrztusiła z trudem i przywdziała koślawy uśmiech.
Nie była w stanie poruszyć dłonią, która - jak jej się zdawało - została schwytana w kleszcze. Oczy lekko jej się zeszkliły i nie wiedziała dlaczego. Spojrzała w twarz Vettoriego i z ulgą stwierdziła, że przyglądał się czemuś za jej plecami. Chciała wyswobodzić swoją dłoń, ale jego palce po prostu przejechały wzdłuż jej ręki i zatrzymały się w okolicach łokcia. Lora znów spojrzała wprost na Lucę i przeraziła się widząc, że też na nią patrzył. Był stanowczo zbyt blisko. Czuła na skórze jego oddech. W nozdrzach poczuła zapach wody kolońskiej, na który wcześnie nie zwróciła większej uwagi. Siatkarz odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i przejechał opuszkami palców po jej policzku. Oczy Lorenzy zamknęły się i nie potrafiła nad tym zapanować. Przez chwilę marzyła, żeby ta chwila trwała wiecznie, a jego dłoń już nigdy nie opuściła jej policzka. Kiedy jednak zdała sobie sprawę, co tak naprawdę się dzieje, gwałtownie otworzyła oczy.
Luca zjechał palcami do zagłębienia w jej szyi i uśmiechnął się delikatnie. Ledwie powstrzymywała fale dreszczy, jakie wywoływał swoim dotykiem i spojrzeniem. Gdyby nogi nie uginały jej się w kolanach, a stopy nie wydawały się wrośnięte w podłogę, najpewniej już by jej tam nie było. Ogarniała ją naraz radość i przerażenie. Przerażał ją fakt, że nie wiedziała, jak się zachować. Nie znała protokołu obowiązującego w takich sytuacjach. Ręką chciała odsunąć od siebie dłoń Vettoriego, ale napotkała opór. Puścił jej rękę, ale złapał za szlufkę w jej jeansach i przysunął ją do siebie. Ich nosy niemalże się stykały, a cała twarz Lory spąsowiała, kiedy wargami musnęła usta siatkarza. Przymknęła powieki, zastanawiając się, dlaczego to zrobiła, gdy poczuła, jak Luca ujął jej twarz w obie ręce. Kiedy ich usta się złączyły, miała wrażenie, że całe jej ciało przeszywa jakiś prąd, a żołądek wypełnia się helem. Czuła mrowienie w ramionach, wzdłuż kręgosłupa, a nawet w palcach u stóp. Stała się lekka, zupełnie jakby nic nie ważyła, a jednocześnie czuła każdy milimetr swojego ciała. Wszystkie nerwy wysyłały naraz sygnały do jej mózgu, który nie wiedział, na który ma reagować najpierw.
Odsunęła się niechętnie od Vettoriego i nie panując nad sobą, zapytała:
- Może wejdziesz na górę?
Wyłączył silnik pojazdu, zabrał kask i splótłszy razem palce ich dłoni, dał się poprowadzić Lorze do jej mieszkania. Zrzuciła trampki ze stóp i odwiesiła kurtkę na wieszak, a potem przeszła do kuchni i wstawiła wodę.
- Napijesz się czegoś? Herbata, kawa?
- Masz może kakao? - zapytał Luca, opierając się barkiem o futrynę drzwi i unosząc brew.
Lorenza parsknęła śmiechem, jednak zestawiła czajnik z ognia, a w jego miejsce postawiła garnek, do którego po chwili wlała mleko. Wyjęła z szafki dwa kubki i do obydwu nasypawszy czekolady, usiadła na blacie szafki.
- Z kim jutro gracie?
- Z Modeną.
- Wyjdziesz w szóstce? - Zamachała lekko nogami, wpatrując się zmrużonymi oczami w siatkarza. Dmuchnęła powietrzem w kosmyk opadających na policzek włosów, a kiedy to nie podziałało, niecierpliwie zaczesała go dłonią za ucho.
- Dowiem się na treningu przed meczem - wzruszył ramionami. Podszedł do kuchenki i upewniwszy się, że mleko jest już ciepłe, zalał nim kakao w obydwu kubkach i jeden z nich podał Lorze, siadając obok niej.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się niepewnie i dłońmi objęła naczynie.
Pili w ciszy, co kilka chwil rzucając sobie spojrzenia i za każdym razem kobieta odwracała speszona głowę. Gdy tylko odstawiła swój kubek na szafkę, poczuła jak Luca musnął dłonią jej rękę i westchnęła cicho, mimowolnie wyginając usta w uśmiechu. Nie panowała nad sobą, gdy wyjmowała naczynie z jego ręki i prowadziła korytarzem do swojego pokoju. Zatrzymała się z dłonią na klamce i opuściła wzrok na swoje stopy.
- Zakochuję się, Luca - wyszeptała niepewnie. - Zakochuję się w tobie.
- Ja w tobie nie - odpowiedział równie cicho. Lorenza zadrżała i wyrwała dłoń z jego uścisku. Kiedy już chciała go od siebie odepchnąć, musnął wargami jej usta. - Ja już cię kocham, Lora.
Każdy kolejny dotyk, zetknięcie się ze sobą dwóch rozpalonych ciał, każdy dreszcz podniecenia, każde spotkanie spragnionych siebie warg, przygryzienie skóry, westchnienie, każdy subtelny, zaznaczony, wilgotny ślad, jęk rozkoszy - wszystko było drogą z profanum do swoistego sacrum, podczas którego oboje stracili to, co było zbędne, a wszelkie bariery zostały zdegradowane. Zostali tylko oni dwoje w swoim intymnym, hermetycznym świecie, do którego nikt nie miał wstępu.
Jejciu, czekałam na ten rozdział i nareszcie się pojawił! No i jest świetny! Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
OdpowiedzUsuńSuper, coraz bardziej zaczynam uwielbia tego bloga, wspaniały! Niecierpliwie czekam na następny, Ola ;)
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział coraz bardziej uwielbiam twojego bloga i wchodze tutaj niemal codziennie, nawet po to, aby popatrzeć czy przeczytać ulubione fragmenty!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Maddie jest w stanie remisji - wprawdzie nie jest to doskonała wiadomość, ale skoro będzie przeszczep, to trzeba wierzyć, że wszystko się ułoży.
A ta scena między Lorenzą a Lucą przed motocyklem.... Matko, musiałam sobie przypomnieć, że należy oddychać!!! Świetnie napisana, aż czułam to napięcie! Całowanie się jest ekstra =D
Bardzo intymny fragment generalnie. Cu-do-wny!!!!
Pozwól, że odpowiem na twój komentarz tutaj. Mam nadzieję, że przekonam cię do Wronki z powrotem, choć też miewałam momenty irytacji. Aczkolwiek zabawne, że jesteś już drugą osobą, która nie widzi tej pary razem! Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Co do Nat i Kubiaka, cóż... oboje mają dość wybuchowe charaktery, więc niejedno pewnie jeszcze przed nami! W końcu w życiu nie jest różowo, prawda?
Pozdrawiam serdecznie
E.Lizz
http://we-will-be-the-champions.blogspot.com/